Dobre wychowanie – kiedy możemy zwracać się do kogoś na ty?

0
2107

Mówienie „na ty”

W jednych kręgach sprawa nie istnieje: wszyscy do siebie mówią po imieniu. Niektórzy zazdroszczą Anglikom i Amerykanom: w angielskim przecież (chyba?) do wszystkich mówi się „you” – to chyba zamyka kwestię. Dla innych, szczególnie młodych, to sprawa przyprawiająca o ból głowy. Co do kogo można? Co wypada? Jak reagować na rozmaite sytuacje? Czy słynny „Bruderschaft” jeszcze istnieje? A czy można nie zgodzić się na przejście do mówienia „na ty”? Czy taka poufałość zawsze jest symetryczna? Jak w praktyce przechodzić z kimś „na ty”?

Sprawa dotyczy nas wszystkich. W języku polskim są co najmniej dwa poziomy poufałości: mówienie sobie „na Pan/Pani” i mówienie sobie „na ty”. W praktyce należałoby wyróżnić trzy poziomy (mam na myśli także mówienie per „Panie Piotrze” lub „Pani Ewo”), ale ten trzeci poziom, pośredni, zostawmy na chwilę na boku.

Może najpierw kilka zasad podstawowych:

Propozycja przejścia do mówienia sobie „na ty” powinna wychodzić od osoby „o wyższej pozycji”, przy czym decyduje tu: a) stanowisko w pracy,  b) płeć,  c) wiek. Czyli: wyjście z taką propozycją należy do:  a) szefa,  b) kobiety,   c) osoby starszej wiekiem. W sytuacjach mieszanych (a więc niejednoznacznych) decyduje stanowisko zawodowe albo… wyczucie obu stron.

Mówienie sobie po imieniu, w zasadzie, jest symetryczne. Nie dotyczy to jedynie: a) mówienia do dzieci i młodzieży (do matury) oraz b) mówienia w sytuacjach prostych prac pomocniczych (np. szefowa do kelnerów/kelnerek, majster do mechaników)

Jeśli jesteś niżej w hierarchii, to na propozycję przejścia „na ty” raczej nie wypada odmówić. Traktujesz ją wtedy jako propozycję obustronną, a jeśli samemu/samej jest ci niezręcznie ją stosować, wówczas możesz (co najmniej przejściowo) mówić do tej drugiej osoby w formie neutralnej
Propozycji mówienia sobie „na ty” nie powinno się składać, jeśli nie mamy pewności, że zostanie mile przyjęta. W praktyce, częstym sposobem jest powiedzenie komuś „per ty” niby przez pomyłkę.

Druga strona zwykle jasno ci odpowie, czy propozycja taka jest mile widziana.
Jeśli jesteś na pozycji niższej, nie spoufalaj się pochopnie nawet przez mówienie „Panie Krzysztofie” lub „Pani Zofio”. W wielu przypadkach narusza to oczekiwania drugiej strony.

Kto proponuje i kiedy

Jeśli wchodzisz w nowe grono, najlepiej dowiedz się wcześniej jakie panują w nim zwyczaje. Zawsze możesz, na wszelki wypadek, zacząć od mówienia w sposób formalny. Jeśli będą chcieli, twoi rozmówcy szybko zaproponują ci tryb bardziej bezpośredni
zwracania się. Możesz ich wtedy zapytać, czy taka poufałość będzie mile widziana z założenia, w całej grupie. Mamy tu na myśli moment, gdy pojawiasz się w nowej pracy albo na praktykach studenckich albo na wyjeździe grupowym, może przychodzisz do klubu sportowego lub grupy pasjonatów koni…

Często tak będzie, że niektórzy będą ciebie zachęcać do bezpośredniości (bo sami są bezpośredni), ale od wielu innych takiej zachęty nie otrzymasz. Na wszelki wypadek wypada się wówczas do nich zwracać formalnie. Inicjatywa należy do tej drugiej (silniejszej) strony.

Mówienie „na ty” jest symetryczne

W kręgach ludzi wykształconych, kulturalnych, dorosłych, mówienie „na ty” jest symetryczne. Nie wypada więc aby szef mówił do sekretarki „Zosia” czy „Romek, chodźcie mi tutaj pomóc”, oczekując przy tym, że osoby te, z racji bycia niższym rangą, będą do szefa zwracać się formalnie. Normalnie więc, jeśli kolega/koleżanka w nowej sytuacji proponuje ci mówienie do siebie po imieniu, to ma na myśli mówienie obustronne. A jeśli się mylimy? Jeśli wysoki rangą dyrektor zwróci się do nas: „Roman, mógłbyś tu stanąć proszę?” – to mamy także założyć symetrię? Wtedy pewnie jednak bezpieczniej jest przyjąć, że szef nietypowo traktuje savoir-vivre i jednak odpowiedzieć mu „per Panie Dyrektorze” Cóż, szefowie bywają rozmaici…

Osobną, a częstą kwestią jest to jak zwracać się do kogoś, kto właśnie awansował. Byliśmy z kimś poufale i „na ty”, ale ten ktoś został moim szefem, dyrektorem prezesem, dziekanem, rektorem, ministrem… Co wtedy? Wówczas najczęściej w rozmowach bezpośrednich nic się nie zmienia, ważne jest jednak aby w obecności osób trzecich osoba niższa rangą zwracała się do swojego rozmówcy w sposób formalny. Czyli, w cztery oczy mówimy sobie nadal: Haniu, Krzysiu, Kaziu, a w obecności osób trzecich „Panie Dyrektorze” czy też „Pani Dyrektor”. Szczególnym przykładem do tej reguły jest rozmowa publiczna, np. w studio telewizyjnym. Wówczas nas, widzów, nie interesuje, że rozmówcy są ze sobą po imieniu. Przy nas, telewidzach, większość osób w studio zwraca się jednak do siebie formalnie.

A kiedy proponuje nam przejście „na ty” osoba starsza? Często w wieku naszych rodziców? A dla nas taka osoba to prawie… dinozaur? Ktoś baaaa…rdzo wiekowy? Moja rada to nie odmawiać, choć – jeśli nie chcesz – to nie odwzajemniać. Mówić wtedy do rozmówcy w trybie bezosobowym, np.: „czy mogę liczyć na rozmowę jutro?” zamiast „czy będziesz jutro w biurze?”. Zresztą ten sposób ma także zastosowanie gdy jesteś tuż po ślubie, a twoja nowa teściowa oczekuje byś się do niej zwracał(a) per „mamo”, a sama do ciebie mówi po imieniu. Dla części młodych osób ta zmiana wydaje się zbyt nagła, wymaga czasu. Można wówczas tymczasowo rozwiązać problem przez zwracanie się do teściowej w sposób bezosobowy. Po jakimś czasie wszystko staje się łatwiejsze.

Pani Haniu, Panie Andrzeju,

Pewnym wyjątkiem od symetrii w mówieniu sobie „na ty” jest zwrot „Pani Haniu”, „Panie Andrzeju”. Czujemy, że jest to już jakaś poufałość, bo przecież do szefa firmy, w której pracujesz, nie zwróciłbyś się (typowo) w taki sposób. Podobnie, nie byłby to sposób dopuszczalny w stosunku do wykładowcy na uczelni czy dziekana na wydziale. Wybrałbyś wówczas formę bardziej formalną: „panie dziekanie”, „panie profesorze”, „panie prezesie”, „panie dyrektorze”.  Mimo tego, jest zwykle całkiem do przyjęcia, że w odpowiedzi usłyszysz: „Panie Ewo, Panie Jacku”. Taka niesymetria jest w porządku. Gdybyś swojemu szefowi/profesorowi/dziekanowi odpowiedział na to „Panie Grzegorzu”, to sam naruszyłbyś reguły savoir-vivre.

Uwaga dodatkowa, szczególnie ważna dla tych, którzy działają w sprzedaży. Jest oczywiste, że podręczniki sprzedaży zalecają skracanie dystansu do potencjalnego klienta, jak najszybciej. To zwiększa szansę na pozytywne zakończenie procesu sprzedaży. Z drugiej strony mówienie do kogoś „Panie Stefanie” czy „Pani Krystyno” jest sprzeczne z savoir-vivre. Czy zalecałbym wówczas większy formalizm? Nic takiego nie mówię, zauważam jedynie sprzeczność obu reguł (skutecznej sprzedaży i savoir-vivre), a rozstrzygnięcie  tego dylematu zostawiam indywidualnej decyzji osoby zainteresowanej.

Przechodzenie „na ty” mimochodem

W praktyce, propozycja przejścia do mówienia sobie „na ty” pada często mimochodem, jakby przypadkiem. Spójrzmy na taką rozmowę dwóch osób będących ze sobą „na pan”:

– A zna Pan w ogóle tych ludzi?

– Spotkałem ich kilka razy już. Ale mnie się wydawało, że Ty też ich widziałeś na targach we Wiedniu?

ODP. 1:  – A rzeczywiście, masz rację! Jakoś nie skojarzyłem

ODP. 2:  – A faktycznie, ma Pan rację! Jakoś nie skojarzyłem.

W tym krótkim dialogu, pierwsza wypowiedź jest jeszcze w „starym” trybie mówienia do siebie „per pan”. Druga wypowiedź, rzucona jakby mimochodem, to wyraźna propozycja skrócenia dystansu i przejścia „na ty”. W odpowiedzi na to: wersja 1 odpowiedzi oznacza przyjęcie propozycji, a wersja 2 jej odrzucenie. Szybko, gładko, w 15 sekund raptem, bez zbędnych ceregieli, z łatwym wycofaniem się…

Wielu z nas ma później, po kilku miesiącach, kłopot z przypomnieniem sobie, z kim już przeszło się „na ty”, a z kim nie. Dobrym sposobem jest wówczas dodanie odpowiedniego symbolu do książki telefonicznej w smartfonie.

Zwracanie się do siebie w krajach anglojęzycznych

…nie jest wcale tak jednoznaczne jak by się niektórym na początku wydawało. Wprawdzie faktycznie w języku angielskim słowo „you” wydaje się wszechobecne, ale jednak we wszystkich sytuacjach bardziej formalnych obowiązuje zwracanie się do rozmówcy per „Mr Brown” czy tez „Ms Brown”. Przechodzimy do mówienia sobie po imieniu dopiero po wyraźnym zaproszeniu, jakie wyszło od osoby „silniejszej”