Aktywiści ruchu pro-life wykazują się często niezwykłą wręcz kreatywnością w wymyślaniu argumentów przeciwko aborcji. Przy zachowaniu całego szacunku dla odmienności poglądów, niektóre z nich można relatywnie łatwo obalić. Tak czy owak, smutne jednak, że najostrzejsza krytyka kobiet zazwyczaj wypływa z … męskich ust.
I ponownie zaznaczę, ze zwolennicy ideologii pro-life stawiają się w opozycji do pro-choice, nie biorąc w ogóle pod uwagę innej możliwości. Na jednej ze stron internetowych, na które trafiłam jedna z kobiet pisze: “Moja mama była pro-choice i wybrała MNIE”. Ku refleksji.
Argument religijny – “Bóg daje, więc tylko Bóg ma prawo odebrać życie. ” – Tylko, że jak chciałabym przypomnieć… jesteśmy krajem świeckim, a nie religijnym. Poza tym historia religii wskazuje, że Kościół nie od zawsze przyjmował jednoznaczne stanowisko w sprawie aborcji. Przypomniał mi się jeden artykuł z tygodnika “Wprost”, opublikowany już jakiś czas temu. Otóż autor wskazywał w nim na fakt, że o ojcostwie księży nie mówi się w ogóle, niewiele osób wie, że istnieje nawet specjalny kościelny fundusz alimentacyjny przeznaczony dla dzieci zrodzonych z nasienia księży… Hipokryzja? W dodatku Watykan jest jedynym krajem na świecie, który ma zerowy przyrost naturalny.
“Nie trzeba “zabijać dziecka”, przecież kobieta może “przemęczyć się te kilka miesięcy”, a potem oddać dziecko do adopcji albo zostawić w jednym z caritasowych tzw. okienek życia” – w sumie jeden z najbardziej absurdalnych argumentów. Gdyby to było takie proste, to nie istniałby w ogóle temat do dyskusji. Kobieta często nie może sobie pozwolić na ciążę, chociażby pod kątem finansowym (siłą rzeczy musi rezygnować przynajmniej na jakiś czas z pracy). Najczęstszym jednak problemem jest otoczenie i obawa o to “co ludzie powiedzą?”. W niektórych środowiskach urodzenie dziecka z tzw. “nieformalnego związku” i wychowanie go czy też oddanie noworodka do adopcji jest napiętnowane społecznie. Wtedy urodzenie niechcianego z założenia dziecka jest po prostu niemożliwe. Poza tym, kobieta musi “poświęcić” nie tylko czas, ale i swoje ciało, ciąża to nie choroba, oczywiście, ale pozostawia ślady w ciele kobiecym.
Poza tym, zdarza się czasem, że kobieta pod koniec ciąży pod wpływem hormonów stwierdza, że mimo wcześniejszej pewności, chce zachować dziecko, przy tym nie jest to decyzja podjęta racjonalnie.
“Badania prenatalne są zbędne (radykalna odmiana pro-life), a poza tym aborcja nie powinna być dopuszczona prawnie w przypadku wykrytej choroby płodu, nawet ciężkiej, bo każdy ma prawo do życia” – moim zdaniem najważniejsze jest to, że aborcja czy też jej brak w takim przypadku powinna być kwestia świadomego wyboru kobiety, czy chce i jest gotowa poświęcić się i wychowywać dziecko niepełnosprawne umysłowo/fizycznie. Najgłośniej za tym argumentem pro-life krzyczą ci, którzy z chorymi nie mieli nigdy nic do czynienia i nie mają pojęcia, jak. Smutne…
“aborcja to samo zło, często <
“Aborcja niesie ze sobą konsekwencje zarówno dla zdrowia fizycznego kobiety (powikłania), jak i psychicznego (zespół poaborcyjny) ” – nie udowodniono jednoznacznie powyższej tezy.
“Aborcja to wymysł nowoczesnych feministek, zupełnie sprzeczny z prawami natury, sprzeciwia się prawu naturalnemu, gdzie instynkt macierzyński wzmacniany jest przez ciążę i poród i nawet jeśli matka nie chce początkowo dziecka, to może spełnić się jako matka” – biolodzy potwierdzają, że poronienia występują na porządku dziennym w naturze, a niektóre zwierzęta potrafią zabijać urodzone potomstwo, jeśli czują nie są w stanie go wychować. Poza tym, nie u wszystkich kobiet zostaje wzmocniony instynkt macierzyński po urodzeniu. Jeśli by tak było, to skąd w takim razie tyle depresji poporodowych?
Argument zgodności z naturą i prawami natury zostaje więc obalony.
“Legalizacja aborcji zmniejszyłaby przyrost naturalny i może prowadzić do zaburzeń demograficznych, jeśli połączona z diagnostyką prenatalną (przykład Chin i aborcji w przypadku dziewczynek)“ – to moim zdaniem jeden z najśmieszniejszych argumentów, z jakimi się spotkałam w sieci. Jako komentarz mogą posłużyć bardziej niż słuszne słowa Agnieszki Graff:
“Nie ma dostępu do legalnej aborcji, nie ma edukacji seksualnej, nieliczne pary się zabezpieczają… więc jak w filmie Monty Pythona powinno się roić od dzieci. Cóż, nie roi się. Na jedną Polkę statystycznie wypada dziś 1,24 dziecka. Coś mało. Oczywiście, nie jest to tylko polski problem, to problem współczesny zachodnich społeczeństw, ale pozostaje faktem, że to właśnie w katolickiej Polsce rodzi się najmniej dzieci w Europie. ”
Dlaczego jest jak jest? Słaba sieć przedszkoli, brak wsparcia ze strony państwa, problemy finansowe, to tylko niektóre przykłady…